W pokoju
pierwsze o co zahaczyłam była toaleta. Migiem wzięłam prysznic aby obmyć się
piasku z ciała, przed lustrem zrobiłam sobie trochę mocniejszy makijaż,
rozczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka. Podreptałam do szafy i
wyciągnęłam z niej takie ciuchy.
Tak
uszykowana zeszłam na dół. Widząc minę Ryana, obkręciłam się w miejscu.
- Może
być ? – zapytałam widząc przyjaciela ubranego w koszulę w kratę i czarne
jeansy.
- No
pewnie. Wyglądasz prześlicznie. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Po chwili
wziął mnie za rękę i razem wyszliśmy z domu. Przed płotem stała taksówka, więc
pospiesznie do niej weszliśmy. Tam Ryan powiedział kolesiowi adres imprezy i
nareszcie mogliśmy ruszyć.
- Więc,
byłaś na plaży z Twoimi koleżkami ? – usłyszałam przyjaciela.
Cóż, w
pewnym okresie czasu w Miami był mega zazdrosny o innych chłopaków. Czasami
zastanawiałam się czy Ryan się nie zakochał ale zapewnił mnie, że niby nie.
Serio, gdziekolwiek wychodziłam na dwór z chociaż jednym innym kolegą, którego
on znał to już wypytywał mnie o różne rzeczy. Tyle, że to było kilka lat temu.
Myślałam, że jemu już to przeszło. Najwidoczniej się myliłam.
- Ryan,
tutaj też będziesz się czepiał moich znajomych ?
- Ale czy
ja się czepiam ? Po prostu się pytam czy z nimi byłaś.
- Tak,
byłam z nimi. Pasuje ? – warknęłam.
Jeszcze
jedno pytanie i się zdenerwuje. Na moje szczęście akurat zajechaliśmy pod klub,
więc szybko wysiadłam i weszłam do środka nie czekając na przyjaciela, który
płacił taksówkarzowi za podwózkę. W klubie było sporo ludzi. Wszyscy bawili się
przy dobrej muzyce. Aby zapomnieć o kłótni z Ryanem, podeszłam do baru i
zamówiłam sobie drinka.
- Tu
jesteś. Myślałem, że już tańczysz. – Ryan dosiadł się do mnie i zamówił duże
piwo.
- Jak
widać nie tańczę. – warknęłam.
Kumpel
spojrzał na mnie ze smutną miną.
- Ej, no.
Przepraszam, jeśli Cię uraziłem. Obiecuję, że nie wspomnę o nich dzisiaj.
Długo
patrzyłam na niego i na to jak szybko opróżnił kubek z piwem. Zaśmiałam się i
poczęłam pić swojego drinka, zamawiając jeszcze trzy. Przez ten czas nagadaliśmy
się z Ryanem o różnych pierdołach, kiedy po wypiciu dość dużej ilości alkoholu,
przyjaciel wziął mnie na parkiet. Przetańczyliśmy razem cztery szybkie i dwie
wolne. Dziwiło mnie to, że aż tak bardzo rozpiera mnie energia aby przetańczyć
tyle szybkich piosenek. Ale cóż, człowiek po alkoholu, potrafi czynić cuda.
Nagle Ryan puścił mnie i odszedł zostawiając mnie dla jakiejś laski. Nie miałam
mu tego za złe, w końcu to impreza, więc może tańczyć z kim tylko chce. Nie
miałam ochoty na tańce, więc znowu podeszłam do baru i zamówiłam dwa małe piwa.
Dosyć wolno je opróżniłam. Nie bawiłam się w wyścigi.
- Wybacz.
– Ryan usiadł obok mnie ale niczego nie zamówił.
- Gdzie
byłeś ?
-
Musiałem z kimś pogadać. Znajoma z pracy.
- Serio ?
Chcę ją poznać ! – krzyknęłam i chwiejąc się zaczęłam iść w stronę parkietu.
- Nie ma
takiej potrzeby, poza tym, ona już poszła. Sydney, uspokój się !
O’Connel
wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem na kanapy. Zamówił mi jeszcze jedno
piwo a sam zamówił whisky.
- Czemu
chcesz mnie upić ?
- Nie
chcę. Po prostu mi nie uciekaj. – puścił mi oko i zamoczył usta w alkoholu.
- A
dlaczego nic nie wiem o Twojej nowej pracy ?
- Bo
jeszcze ci nie mówiłem, kochanie. Pracuję w warsztacie samochodowym. Wiesz, że
auta od dziecka mnie kręciły.
- Wiem. –
odparłam i wypiłam piwo, które mi zamówił.
Czułam,
że mój żołądek chce wszystko zwrócić, więc biegiem udałam się do toalety. W
kabinie, odczekałam parę chwil ale nic nie nastąpiło. Uczucie wymiotowania
ustało. Odetchnęłam z ulgą i chcąc wyjść, zmoczyłam twarz zimną wodą.
Przejrzałam się w lustrze. O mamo ! Dobrze, że mnie teraz nie widzisz. Po
chwili usłyszałam czyjeś kroki wchodzące do łazienki. Schowałam się w kabinie i
usiadłam na kiblu. Przez niewielką szparę, zauważyłam, że obok umywalek stanęła
dość ładna dziewczyna. Ubrana na styl chłopięcy to znaczy w czarne bojówki,
glany i koszulę. Włosy miała rude. Naprzeciwko niej stanął.. Ryan ?! Co do
cholery on robi ?!
- Okey,
masz kasę ? Wiesz, że bez niej James nie pozwoli Tobie na wyścig.
- Mam. –
Ryan wydobył z kieszeni sporą sumę pieniędzy i podał je dziewczynie.
Powoli je
przeliczyła i schowała do portfela.
- Dobra,
przyjdź jutro o 12, wiesz gdzie. I radzę przyjść samemu, bo inaczej… - po tych
słowach dziewczyna wyjęła z kieszeni pistolet i wymierzyła go w O’Conella.
Chciałam
wyjść z ukrycia i rzucić się na tę wariatkę. Kto to był do cholery ! Ryan
kiwnął głową i oboje wyszli z toalety. Jeszcze kilka minut siedziałam w
bezruchu, po czym wybiegłam z łazienki. Podbiegłam do Ryana, który w najlepsze
siedział i pił drinka.
- No
nareszcie. Wszystko gra ?
- Nie.
Zabierz mnie do domu i nic nie mów ! – odpowiedziałam groźnie i ruszyłam do
wyjścia.
Wieczorny
wiatr lekko mnie uspokoił ale gdy tylko pojawił się ten kretyn, mój humor
uleciał w całości. Wracając do domu, miałam dłonie zaciśnięte w pięści.
- Hej,
mała, co jest ?
- Zamknij
się. Nie odzywaj się do mnie ty kłamco.
- Ja
kłamca ? Co ja zrobiłem ?!
-
Powiedziałam, zamilcz ! Jeśli jesteś na tyle głupi aby się skapnąć to trudno.
Twój pech nie mój.
Dalej już
się nie odezwał. Przed furtką poleciało mi parę łez, Ryan to zauważył i uparcie
chciał wiedzieć co się stało ale ja tylko zbyłam go ręką. Jeśli jest taki mądry
aby mieć tyle pieniędzy, to jest na tyle mądry aby w końcu samemu dojść co mi
jest. W środku nawet nie odezwałam się do małżeństwa, którzy patrzyli na mnie
zdziwieni. Od razu udałam się do swojego królestwa, zakluczyłam drzwi, umyłam
się i przebrałam w piżamę, po czym udałam się spać.
Biegłam
przed Londyn. Była noc. Po drodze ani żywej duszy. Czułam, że ktoś mnie goni.
Odwróciłam się i zobaczyłam Ryana, biegnącego z bronią w ręku. Krzyknęłam jego
imię dalej biegnąc. Skręciłam w lewo i usłyszałam strzał. Bałam się, że mnie
trafił. Obejrzałam się ale po nim ani śladu, lecz ja biegłam dalej. Nagle moje
nogi potknęły się o coś. Takim sposobem wylądowałam na mokrym bruku. Zerknęłam
na rzecz, której moje stopy nie zdołały ominąć i ku mojemu przerażeniu, rzecz
ta okazała się być człowiekiem. Z płaczem podpełzłam do postaci całej we krwi.
Osoba ta leżała na brzuchu więc z drżącymi dłońmi, odwróciłam człowieka na
plecy. Widząc twarz mężczyzny, wrzasnęłam, po chwili krzyczałam. Ten strzał..
Był celowany w Max’ a !
- Max ! –
pisnęłam jednocześnie siadając na łóżku.
Mój
oddech był przyspieszony i niespokojny. Zerknęłam na budzik. Pokazywał 4.15.
Tak bardzo chciałam zapomnieć o tym śnie, że aż moje dłonie, ściskając pościel,
zrobiły się całe białe. Jest tylko jeden sposób aby upewnić się, że to był
tylko sen. Wzięłam telefon z półki i wybrałam numer George’a. Za każdym
sygnałem, leciało ze mnie więcej łez. Wiedziałam, że to z nerwów. Gdy Max nie
odbierał, wybrałam jego numer jeszcze raz. Tym razem odebrał po trzecim
sygnale.
- Halo ?
– gdy usłyszałam jego zachrypnięty głos, wybuchnęłam cichym, niepohamowanym
płaczem. Znowu.
- Max !
Żyjesz ?! Boże ! Nawet nie wiesz, jak się cieszę ! – krzyknęłam trochę ciszej
aby nie obudzić domowników.
- Syd, co
jest ? - wydawało mi się, że chłopak już
się rozbudził i teraz mówił już normalnym głosem.
- Nic. Po prostu on
cię zabił.
Cześć i czołem ^^ Jak widać zaczyna się rozkręcać :) Dziękuje, że chociaż nieliczni są ze mną < 3 Kocham Was x33
PS. Założyłam nowego bloga, nie o TW .. :P Ale myślę, że równie ciekawy :)
http://rapunzarapunza.blogspot.com/ ;-*