niedziela, 29 września 2013

14. ,, Zwariowałaś ?! Nie idź tam !! ''



Przez całą noc, nie zmrużyłam oka. Udało mi się usnąć dopiero gdzieś tak o 6.00 ale co z tego skoro o 7.30 musiałam już wstać. Zwlokłam się z łóżka i udałam na poranną toaletę. Po wzięciu prysznica ( który pierwszy raz w życiu nic mi nie pomógł ), związałam włosy w warkocz, pociągnęłam rzęsy tuszem i pomalowałam usta bezbarwnym błyszczykiem. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i powoli zaczęłam się w nie ubierać.

                                       



Zerknęłam na zegarek. 8.00. Westchnęłam i zeszłam powoli do kuchni na śniadanie. Przy stole siedziało małżeństwo i piło kawę. Nie patrząc na pijących, wlałam do szklanki resztkę kawy a do miski wsypałam müsli i zalałam je jogurtem. Dosiadłam się do stołu i zaczęłam konsumować śniadanie, kiedy do kuchni wszedł NORMALNIE ubrany Ryan. Zamrugałam kilkakrotnie, upewniając się, czy dobrze widzę. O’Connel miał jeansy, koszulę i trampki.
- Dobry. Mogę zrobić sobie jakąś sałatkę ? – zerknął na Sue.
Było widać, że unika mojego wzroku.
- Jasne. W lodówce masz warzywa. Smacznego ! – powiedziała kobieta i razem z Johnem przenieśli się do salonu.
Jadłam i piłam nie spuszczając wzroku z chłopaka co on ignorował. Gdy przygotował swoją sałatkę, usiadł naprzeciwko mnie i wziął się za jedzenie.
- Um, widzę, że normalny Ryan wrócił ? Gdzie twój dres i zajebiste wisiorki ? James już cie nie chce ? – zakpiłam i dopiłam kawę.
- Na razie nie. Do 18 mam wolne.
Przewróciłam oczami i zabrałam się za mycie naczyń.
- Nie przyjechał po ciebie ?
- Kto ?
- No ten łysy, co się tak wczoraj stawiał.
- A co cię to obchodzi ?
- Pytam, bo może chciałabyś abym cie odwiózł…
Zagryzłam wargę i uderzył dłonią w blat. Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z uśmiechem.
- Po co ? Aby mi jeszcze raz przyłożyć ? Nie dziękuję. Jeden raz mi starczy. – rzuciłam i wyszłam z kuchni, zabrałam torebkę i szybko wyszłam z domu.
Na dworze było chłodno ale całe szczęście miałam marynarkę, więc nie czułam chłodu. Szłam pospiesznie w stronę firmy, byle dalej od Ryana. Jak on śmiał proponować mi podwózkę, po tym co wczoraj zrobił. Kiedy wreszcie dotarłam pod budynek, postanowiłam, że nie wejdę do środka z wylewającą się przeze mnie falą złości. Odetchnęłam kilka razy, nabrałam powietrza i krzyknęłam z całej siły, jak najdłużej. Oczywiście nie obyło się bez gapiów ale w tej chwili miałam to w dupie. Weszłam do środka z uśmiechem i skierowałam się do windy. Po kilku minutach, siedziałam już u siebie, czekając na jakąś robotę. W momencie czekania, wymyśliłam idealne hasło do komputera. Wpisałam je szybko i po chwili pojawił mi się biały ekran i ikonkami na pulpicie. Weszłam w Internet i wybrałam jakąś ładniejszą tapetę.
- Hej. Przeszkadzam ?
Obróciłam się na krześle i moim oczom ukazała się Rosallie.
- Nie no co ty. – uśmiechnęłam się i chciałam coś powiedzieć ale za nią pojawił się Frees z dokumentami w rękach.
- Dzień Dobry Paniom. Sydney, wypełnisz to na dzisiaj ?
- Oczywiście. – wzięłam od niego plik i położyłam na biurku.
Wróciłam wzrokiem do koleżanki. Frees na szczęście poszedł więc mogłam porozmawiać z nią bez zbędnych par oczu i ciekawskich uszu.
- Sydney, masz pracę. Nie będę przeszkadzała.
- Rose.. Wiesz co, żebym nie musiała o tym myśleć, zajmę się tym teraz a potem po ciebie przyjdę okey ?
Dziewczyna skinęła głową a ja wzięłam się do roboty. Nie no, mojego szefa mocno pogięło, żeby w drugi dzień pracy dawać tyle papierów ?! Westchnęłam i zaczęłam je wypełniać co zajęło mi dwie godziny. O 11.30 zaniosłam Freesowi dokumenty, po czym udałam się schodami na piętro niżej. Odnalazłam mini gabinet Rose i po chwili stałyśmy już w kuchni, parząc sobie kawę.
- Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam wyjść na strachliwą, która boi się byle dotyku ale mam nie przyjemne wspomnienia i po prostu zachowanie twojego przyjaciela odnowiły przeszłość.
- Ej, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem. Wiesz, Ryan nie zawsze taki był. Praktycznie po przyjeździe do Londynu poznał towarzystwo, w którym się zatracił i to przez nich się zmienił. Znam go całe życie i tak samo jak ciebie przeraża mnie jego zachowanie.
- A próbowałaś z nim pogadać ?
- No przecież. Ale on mnie nie słucha. Kiedy powiem choćby jedno złe słowo o jego nowych znajomych, najeżdża na mnie i jest jeszcze gorzej. Wczoraj dał największy popis jaki mógł dać. – wzięłam kubek i usiadłam przy stoliku, gdzie zaraz dosiadła się blondi.
- Wiesz, jak się przestraszyłam kiedy cie uderzył ?! Jak on mógł ? Swoją przyjaciółkę ?!
- No widzisz. Sama zadaje sobie to pytanie. Może dlatego w ogóle dzisiaj nie spałam.
- Mam nadzieje, że on w końcu się opamięta. Max mi mówił ile on dla ciebie znaczy. Współczuję.
- Taaaa.. Moment. Max ci powiedział ?! – odstawiłam kubek i z wytrzeszczem spojrzałam na koleżankę.
- No tak. Wiesz, kiedy mnie odwoził, gadaliśmy chwilę. Wparował do auta wkurzony, a ja nie chciałam aby prowadził w takim stanie, dlatego zaczęłam rozmowę i tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy gadać.
- Aha. I o czym gadaliście ? – spuściłam wzrok na kawę i to w nią patrzyłam kiedy Rose opowiadała mi o rozmowie z Georgiem.
- No na początku zapytałam jak się czujesz, on że nie najlepiej, potem opowiedział mi o waszej kłótni i szczerze powiedziawszy rozśmieszacie mnie oboje, no a potem zrobiło się luźniej i rozmawialiśmy o sobie. Polubiłam go, więc zaprosiłam go do domu.
Zacisnęłam dłoń w pięść, na co Rose się zaśmiała.
- No spokojnie. Nic między mną a nim nie zaszło. Poczęstowałam go tylko herbatą i zajęliśmy się tobą.
- W jakim sensie ? A i żeby nie było, nie jestem zazdrosna. – powiedziałam podnosząc do góry dłoń, którą uwolniłam z uścisku.
- Mhm. No narzekał na twój charakter, że zawsze stawiasz na swoim, nie słuchasz rady innych i w ogóle działasz pochopnie. I w sumie cały czas narzekał ale potem przyznał, że jesteś jedyną osobą, która sprawia, że jego życie jest jeszcze bardziej kolorowe.
Zerknęłam na blondynkę, która szczerzyła się do mnie, dając mi wiele do myślenia.
- To miłe. – uśmiechnęłam się. – A tak a propo: Czemu cię rozśmieszamy ?
- Bo jesteście jak ogień i woda. Nie pasujecie do siebie, jesteście jak dwa różne światy, wyzywacie się i kłócicie ale to sprawia, że jesteście dla siebie jednocześnie stworzeni. Kobieto on nie widzi świata poza tobą.
Zaśmiałam się i przytaknęłam głową. I tak dzięki Rosallie, poprawił mi się humor tak bardzo, że chciało mi się tańczyć, nie przejmując się opinią innych. Po kawie udałam się do siebie napotykając po drodze szefa.
- Panno Munro, muszę przyznać, że wykonała Pani kawał dobrej roboty. Nie znalazłem w dokumentach żadnego poważnego błędu, drobne się zdarzyły ale proszę nie przejmować. Wielu osobom to się zdarza. Wydaję mi się, że nie potrzebuje Pani pomocy, z której pewnie nie korzystasz, prawa Sydney ? – szef puścił do mnie oko.
- No tak, to znaczy wiem, że Rose jest świetna ale ja bardzo szybko się uczę więc w sumie nie potrzebuję pomocy. – uśmiechnęłam się.
- Cieszy mnie to. Dobrze, lecę na spotkanie, do zobaczenia jutro.
Pomachałam Freesowi i wróciłam do siebie. Cóż, bardzo miły facet. Coś mi się wydaje, że praca tutaj będzie o wiele lepsza niż te w Miami.
O 15.50 usłyszałam, że ktoś kłóci się na korytarzu z ochroniarzem, więc zaciekawiona wyjrzałam i pisnęłam. Z ochroną kłócił się nie kto inny ale BabyNath. Klnąc pod nosem podeszłam i pociągnęłam młodego za bluzę.
- Czyś ty już kompletnie zwariował ?! Uspokój się ! – wrzasnęłam i zwróciłam się do Henrego. – Wybacz za niego.
- Syd, wiesz, że nie mogę wpuszczać nikogo bez przepustki a ten bachor wparował tu jakby był co najmniej u siebie.
- Tylko nie bachor ! – Nathan chciał podejść do mężczyzny ale w porę go zatrzymałam.
- Serio chcesz się bić z prawie dwumetrowym facetem, gdzie ty osiągasz, nie wiem, 1.70 ? – spojrzałam na niego z facepalmem, po czym pociągnęłam go w stronę swojego biurka.
- Dobra, nie ważne. Idziemy ? – chłopak usiadł na biurku i poprawił se włosy.
- Za minutę możemy wyjść. Poza tym o ile mnie pamięć nie myli, a nie myli, byliśmy umówieni na 16.30.
- No wiem ale po 1. Nudziło mi się a po 2. Stęskniłem się za Tobą. – brewki.
Pokręciłam głową ale zaczęłam się śmiać. Pocałowałam młodego w policzek, zabrałam manatki i skierowałam się do windy. Nacisnęłam parter ale winda zatrzymała się na 5, z którego dołączyła do nas Rose.
- Rose, chce ci przedstawić najmłodszego członka zespołu The Wanted, Nathan. Nath to jest Rosallie, moja koleżanka. Gdzie.. – zaczęłam ale musiałam przerwać bo moje oczy zauważyły rumieniec na twarzy blondynki.
Sykes w tym czasie uśmiechnął się do dziewczyny i podał jej rękę. No niee.. Niee ! Nieee !!! Rose, ty i Nathan ?! Ta, chyba w drugim świecie. Takie dziecko jak on z wrażliwą i delikatną dziewczyną ? Nie na mojej warcie. Gdy tylko drzwi od maszyny się otworzyły, pociągnęłam chłopaka na zewnątrz i zaprowadziłam do jego auta.
- Wsiadaj, zawieź mnie do domu. – zakomenderowałam i usiadłam na miejscu pasażera.
- Myślałem, że idziemy się przejść ? – młody odpalił silnik i posłusznie ruszył w stronę mojego mieszkania.
- Nie pójdę w tym stroju geniuszu. – puknęłam się w czoło. – Poza tym co to za maślane oczka do Rose ?
- Zauważyłaś ? – młody zniżył się na siedzeniu ale zaraz się podniósł.
- Każdy by zauważył. Nath, to nie dziewczyna dla ciebie, więc sobie daruj.
- Niby czemu nie jest dla mnie ?
- No bo. Oj no po prostu nie i tyle. – zmarszczyłam nos i spojrzałam na uśmiech Sykesa.
- No właśnie słońce. Nie martw się, między Tobą a Maxem będzie okey, nie musisz wyładowywać złości na zauroczeniu pomiędzy mną a Rose.
- Że co ?! Skąd wiesz o mnie i Maxie ? Poza tym, nie ważne, nie chodzi mi o niego. I w ogóle o jakim zauroczeniu ty mówisz ?! – zaczęłam się śmiać ale kiedy nie usłyszałam drugiego śmiechu, spojrzałam na Nathana.
Był totalnie skupiony na drodze. Jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę.
- Co ty Sykes ukrywasz ? Hm ?
- Tylko nie po nazwisku, Munro. Nic nie ukrywam, po prostu spodobała mi się Rose, ale jeśli tak bardzo przeszkadza ci to, że chce się jej przypodobać to spokojnie. Nie odezwę się do niej już słowem.
- Jakim słowem ?! Przecież ty nic do niej nie powiedziałeś.
- I nie powiem.
Westchnęłam i wysiadłam z auta, bowiem stanęliśmy pod domem. W drodze do swojej szafy, miałam w głowie to jak bardzo gwiazdy są uparte. Wyjęłam szybko ciuchy, przebrałam się i wróciłam do chłopaka, który opierał się o samochód.
  

                                               



- Idziemy ? – zapytałam i ruszyłam przed siebie.
Nathan zrównał ze mną krok, wsadzając dłonie do kieszeni, tak że wystawały tylko kciuki. Dopóki nie dotarliśmy nad rzekę, między nami była cisza. Na miejscu usiadłam na trawie i patrzyłam na młodego, jak siada obok.
- O czym chciałeś pogadać ?
- O Tobie. I Maxie.
Prychnęłam i chciałam wstać ale jego ręka mnie zatrzymała.
- Nie chce o tym gadać, jasne ?
- Nie pytam cię o to czy chcesz czy nie. Słuchaj, wczoraj potraktowałaś go bardzo chamsko.
- Poskarżył się ?! – wrzasnęłam, rzucając wściekły wzrok na Sykesa.
- Nie musiał. Znamy się na tyle długo, że wiemy kiedy coś jest z drugim nie tak.
- Naaathaaan. – spojrzałam na niego z miną ,, serio ?! ‘’
- Oj, no dobra. Powiedział ale był wściekły. Dlaczego nie chcesz jego pomocy ?
- Bo nie potrzebuje. Sama sobie poradzę. Znam Ryana, niedługo mu przejdzie.
- A jeśli nie ?
- Wtedy pomyślę ale nie zgodzę się z wami mieszkać ! Jak ty to sobie wyobrażasz ?!
- Normalnie. Spałabyś, rano zrobiła śniadanie, poszłabyś do pracy, popołudnie spędziła z nami i tak w kółko. – posłał mi uśmiech, po którym również się uśmiechnęłam.
- Dobrze, przemyśle to okey ? – przysunęłam się do niego i oparłam głowę na jego ramieniu.
Siedzieliśmy tak do chwili kiedy słońce schowało się za horyzontem. W sumie to przesiedzieliśmy cały zachód słońca. Miło było tak posiedzieć z młodym w ciszy. Miałam wtedy czas na przemyślenie nagłej przeprowadzki. Co ja miałam niby powiedzieć Sue i Johnowi ? Że muszę to zrobić ze względu na swoje bezpieczeństwo, bo Ryan może w każdej chwili mnie zabić ? Boże, czy moje życie kiedyś stanie się normalne ?
- Słyszałaś ? – Nathan nagle wstał, dzięki czemu ja uderzyłam głową o ziemię.
- Ał ! – rozmasowałam swoją głowę i zaczęłam nasłuchiwać.
- Wybacz. Słyszysz ten dźwięk ? – Nath pomógł mi wstać i razem ruszyliśmy ku dźwięku, które słyszał Nathan.
I rzeczywiście po pary sekundach do moich uszu dobiegł warkot silnika i głośna muzyka. Te odgłosy doprowadziły nas na opuszczone lotnisko gdzie w hangarach stały wypasione samochody a wokół nich setka ludzi. Wszyscy poubierani coś ala Ryan, oprócz lasek, które wyglądały jak dziwki spod latarni.
- Co to ma być ?! W Londynie są organizowane jakieś wyścigi ? – zapytałam szeptem Sykesa, który jak ja był w niezłym szoku.
- Nielegalne, owszem. Chodź, zanim nas zauważą. Nie wiem co wtedy będzie ale na pewno coś strasznego. – Nathan zaczął się wycofywać.
Już chciałam zrobić to co on, ale nagle przy jakiejś furze stanął Ryan z tą rudą u boku. Nie wierzę !! I to jest jego praca jako mechanik ?! To znaczy wiedziałam, że mnie oszukuje ale żeby uczestniczyć w nielegalnych wyścigach ?! Pojebało go ?! Zrobiłam krok do przodu ale zatrzymała mnie dłoń Nathana na moim ramieniu.
- A ty gdzie ?!
- Tam jest Ryan. Muszę z nim pogadać. – wytłumaczyłam.
- Zwariowałaś ?! Nie idź tam !!
- Nie krzycz. Nathan, dobrze wiesz, że tam pójdę. Jak nie dzisiaj to jutro. – posłałam mu smutny uśmiech.
Chłopak spojrzał na mnie i westchnął.
- Dobra, ale idę z tobą.
- Dziękuję. – cmoknęłam go w polik i wyszłam z ukrycia.
- Chłopaki mnie zabiją a w szczególności Siva. – usłyszałam za sobą.
- Nie martw się. Stanę w twojej obronie. – zaśmiałam się i przyspieszyłam.
- Wątpię żeby to coś dało. – mruknął i potrząsnął głową.
Pewna i niepewna tego co robię, podeszłam do tych wariatów i zaczęłam ich odpychać. Młody wiernie szedł za mną, powtarzając pod nosem, że to się źle skończy. Ryan stał do mnie tyłem ale gdy tylko podeszłam, ruda szepnęła coś do niego tak, że spojrzał na mnie totalnie zdziwiony. Nikt oprócz Ryana, rudej i paru kolesi nie zwróciło na nas uwagi, dopóki ta suka nie gwizdnęła. Cały hangar stanął w ciszy, a ludzie patrzyli na nas morderczym wzrokiem.
- Sydney, do cholery co ty tu robisz ? – zapytał opanowanym głosem Ryan.
- Mogłabym cię zapytać o to samo ale po co ? To jest ten twój warsztat samochodowy ? – oparłam dłonie na biodrach.
- No błagam. Uwierzyłaś ?
- Poniekąd tak, bo dotąd nigdy mnie nie okłamałeś. Dlaczego ty się w to bawisz ? Jesteś o wiele więcej wart niż ci ludzie.
- Hahaha, nie rozśmieszaj mnie zdziro. Że niby ty posiadasz jakieś wartości ? – ruda podeszła do mnie i zmierzyła najpierw mnie a potem Nathana. – O, jaki słodziutki chłopczyk. Przyprowadziłaś nam go do zabawy ? – poklepała chłopaka po policzku, na co ten strząsnął jej dłoń i ją popchnął.
- Zostaw mnie szmato !
- Nathan, uspokój się. – szepnęłam i chwyciłam go za rękę, po czym splotłam z nim swoje palce.
Ruda zaczęła iść do nas ale Ryan chwycił ją za ramię i zwrócił ją ku sobie.
- Jeszcze raz nazwiesz Sydney zdzirą, zabiję cię. Zrozumiałaś, Kate ? – O’Connel warknął i puścił dziewczynę. – Syd, wracajcie do domu. Wyjaśnię wszystko potem.
- Teraz chcesz wyjaśniać ? Czemu nie mogłeś zrobić tego wczoraj ?! – krzyknęłam, po czym mocniej ścisnęłam dłoń Nathana.
- Wyjaśnię, wszystko wyjaśnię. Ale idźcie już. On..
- Ryan, widzę, że mamy gości.
Kiedy za mną odezwał się męski głos, Ryan przełknął ślinę i cofnął się o krok.
                        

 Hejka x33 Przepraszam, miałam dodać w piątek ale neta nie miałam.. :/ No cóż, rozdział taki se, weny brak no ale mam nadzieję, że z czasem coś wymyślę.. :)
Camille chcesz wyswatać Sydney z BabyNathem ? :D Hehe, jak widać w tym rozdziale, nasz najmłodszy zakochał się w kimś innym ^.^
No więc do następnego < 333