Przez całą noc, nie zmrużyłam oka. Udało mi
się usnąć dopiero gdzieś tak o 6.00 ale co z tego skoro o 7.30 musiałam już
wstać. Zwlokłam się z łóżka i udałam na poranną toaletę. Po wzięciu prysznica (
który pierwszy raz w życiu nic mi nie pomógł ), związałam włosy w warkocz,
pociągnęłam rzęsy tuszem i pomalowałam usta bezbarwnym błyszczykiem.
Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i powoli zaczęłam się w nie ubierać.
Zerknęłam na zegarek. 8.00. Westchnęłam i
zeszłam powoli do kuchni na śniadanie. Przy stole siedziało małżeństwo i piło
kawę. Nie patrząc na pijących, wlałam do szklanki resztkę kawy a do miski
wsypałam müsli i zalałam je jogurtem. Dosiadłam się do stołu i
zaczęłam konsumować śniadanie, kiedy do kuchni wszedł NORMALNIE ubrany Ryan.
Zamrugałam kilkakrotnie, upewniając się, czy dobrze widzę. O’Connel miał
jeansy, koszulę i trampki.
- Dobry. Mogę zrobić sobie jakąś sałatkę ? – zerknął
na Sue.
Było widać, że unika mojego wzroku.
- Jasne. W lodówce masz warzywa. Smacznego ! –
powiedziała kobieta i razem z Johnem przenieśli się do salonu.
Jadłam i piłam nie spuszczając wzroku z chłopaka co
on ignorował. Gdy przygotował swoją sałatkę, usiadł naprzeciwko mnie i wziął
się za jedzenie.
- Um, widzę, że normalny Ryan wrócił ? Gdzie twój
dres i zajebiste wisiorki ? James już cie nie chce ? – zakpiłam i dopiłam kawę.
- Na razie nie. Do 18 mam wolne.
Przewróciłam oczami i zabrałam się za mycie naczyń.
- Nie przyjechał po ciebie ?
- Kto ?
- No ten łysy, co się tak wczoraj stawiał.
- A co cię to obchodzi ?
- Pytam, bo może chciałabyś abym cie odwiózł…
Zagryzłam wargę i uderzył dłonią w blat. Odwróciłam
się w jego stronę. Patrzył na mnie z uśmiechem.
- Po co ? Aby mi jeszcze raz przyłożyć ? Nie
dziękuję. Jeden raz mi starczy. – rzuciłam i wyszłam z kuchni, zabrałam torebkę
i szybko wyszłam z domu.
Na dworze było chłodno ale całe szczęście miałam
marynarkę, więc nie czułam chłodu. Szłam pospiesznie w stronę firmy, byle dalej
od Ryana. Jak on śmiał proponować mi podwózkę, po tym co wczoraj zrobił. Kiedy
wreszcie dotarłam pod budynek, postanowiłam, że nie wejdę do środka z
wylewającą się przeze mnie falą złości. Odetchnęłam kilka razy, nabrałam
powietrza i krzyknęłam z całej siły, jak najdłużej. Oczywiście nie obyło się
bez gapiów ale w tej chwili miałam to w dupie. Weszłam do środka z uśmiechem i
skierowałam się do windy. Po kilku minutach, siedziałam już u siebie, czekając
na jakąś robotę. W momencie czekania, wymyśliłam idealne hasło do komputera.
Wpisałam je szybko i po chwili pojawił mi się biały ekran i ikonkami na
pulpicie. Weszłam w Internet i wybrałam jakąś ładniejszą tapetę.
- Hej. Przeszkadzam ?
Obróciłam się na krześle i moim oczom ukazała się
Rosallie.
- Nie no co ty. – uśmiechnęłam się i chciałam coś
powiedzieć ale za nią pojawił się Frees z dokumentami w rękach.
- Dzień Dobry Paniom. Sydney, wypełnisz to na
dzisiaj ?
- Oczywiście. – wzięłam od niego plik i położyłam na
biurku.
Wróciłam wzrokiem do koleżanki. Frees na szczęście
poszedł więc mogłam porozmawiać z nią bez zbędnych par oczu i ciekawskich uszu.
- Sydney, masz pracę. Nie będę przeszkadzała.
- Rose.. Wiesz co, żebym nie musiała o tym myśleć,
zajmę się tym teraz a potem po ciebie przyjdę okey ?
Dziewczyna skinęła głową a ja wzięłam się do roboty.
Nie no, mojego szefa mocno pogięło, żeby w drugi dzień pracy dawać tyle
papierów ?! Westchnęłam i zaczęłam je wypełniać co zajęło mi dwie godziny. O
11.30 zaniosłam Freesowi dokumenty, po czym udałam się schodami na piętro
niżej. Odnalazłam mini gabinet Rose i po chwili stałyśmy już w kuchni, parząc
sobie kawę.
- Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam wyjść na
strachliwą, która boi się byle dotyku ale mam nie przyjemne wspomnienia i po
prostu zachowanie twojego przyjaciela odnowiły przeszłość.
- Ej, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem. Wiesz,
Ryan nie zawsze taki był. Praktycznie po przyjeździe do Londynu poznał
towarzystwo, w którym się zatracił i to przez nich się zmienił. Znam go całe
życie i tak samo jak ciebie przeraża mnie jego zachowanie.
- A próbowałaś z nim pogadać ?
- No przecież. Ale on mnie nie słucha. Kiedy powiem
choćby jedno złe słowo o jego nowych znajomych, najeżdża na mnie i jest jeszcze
gorzej. Wczoraj dał największy popis jaki mógł dać. – wzięłam kubek i usiadłam
przy stoliku, gdzie zaraz dosiadła się blondi.
- Wiesz, jak się przestraszyłam kiedy cie uderzył ?!
Jak on mógł ? Swoją przyjaciółkę ?!
- No widzisz. Sama zadaje sobie to pytanie. Może
dlatego w ogóle dzisiaj nie spałam.
- Mam nadzieje, że on w końcu się opamięta. Max mi
mówił ile on dla ciebie znaczy. Współczuję.
- Taaaa.. Moment. Max ci powiedział ?! – odstawiłam
kubek i z wytrzeszczem spojrzałam na koleżankę.
- No tak. Wiesz, kiedy mnie odwoził, gadaliśmy
chwilę. Wparował do auta wkurzony, a ja nie chciałam aby prowadził w takim
stanie, dlatego zaczęłam rozmowę i tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy gadać.
- Aha. I o czym gadaliście ? – spuściłam wzrok na
kawę i to w nią patrzyłam kiedy Rose opowiadała mi o rozmowie z Georgiem.
- No na początku zapytałam jak się czujesz, on że
nie najlepiej, potem opowiedział mi o waszej kłótni i szczerze powiedziawszy
rozśmieszacie mnie oboje, no a potem zrobiło się luźniej i rozmawialiśmy o
sobie. Polubiłam go, więc zaprosiłam go do domu.
Zacisnęłam dłoń w pięść, na co Rose się zaśmiała.
- No spokojnie. Nic między mną a nim nie zaszło.
Poczęstowałam go tylko herbatą i zajęliśmy się tobą.
- W jakim sensie ? A i żeby nie było, nie jestem
zazdrosna. – powiedziałam podnosząc do góry dłoń, którą uwolniłam z uścisku.
- Mhm. No narzekał na twój charakter, że zawsze
stawiasz na swoim, nie słuchasz rady innych i w ogóle działasz pochopnie. I w
sumie cały czas narzekał ale potem przyznał, że jesteś jedyną osobą, która
sprawia, że jego życie jest jeszcze bardziej kolorowe.
Zerknęłam na blondynkę, która szczerzyła się do
mnie, dając mi wiele do myślenia.
- To miłe. – uśmiechnęłam się. – A tak a propo:
Czemu cię rozśmieszamy ?
- Bo jesteście jak ogień i woda. Nie pasujecie do
siebie, jesteście jak dwa różne światy, wyzywacie się i kłócicie ale to
sprawia, że jesteście dla siebie jednocześnie stworzeni. Kobieto on nie widzi
świata poza tobą.
Zaśmiałam się i przytaknęłam głową. I tak dzięki
Rosallie, poprawił mi się humor tak bardzo, że chciało mi się tańczyć, nie
przejmując się opinią innych. Po kawie udałam się do siebie napotykając po
drodze szefa.
- Panno Munro, muszę przyznać, że wykonała Pani
kawał dobrej roboty. Nie znalazłem w dokumentach żadnego poważnego błędu,
drobne się zdarzyły ale proszę nie przejmować. Wielu osobom to się zdarza.
Wydaję mi się, że nie potrzebuje Pani pomocy, z której pewnie nie korzystasz,
prawa Sydney ? – szef puścił do mnie oko.
- No tak, to znaczy wiem, że Rose jest świetna ale
ja bardzo szybko się uczę więc w sumie nie potrzebuję pomocy. – uśmiechnęłam
się.
- Cieszy mnie to. Dobrze, lecę na spotkanie, do
zobaczenia jutro.
Pomachałam Freesowi i wróciłam do siebie. Cóż,
bardzo miły facet. Coś mi się wydaje, że praca tutaj będzie o wiele lepsza niż
te w Miami.
O 15.50 usłyszałam, że ktoś kłóci się na korytarzu z
ochroniarzem, więc zaciekawiona wyjrzałam i pisnęłam. Z ochroną kłócił się nie
kto inny ale BabyNath. Klnąc pod nosem podeszłam i pociągnęłam młodego za
bluzę.
- Czyś ty już kompletnie zwariował ?! Uspokój się !
– wrzasnęłam i zwróciłam się do Henrego. – Wybacz za niego.
- Syd, wiesz, że nie mogę wpuszczać nikogo bez przepustki
a ten bachor wparował tu jakby był co najmniej u siebie.
- Tylko nie bachor ! – Nathan chciał podejść do
mężczyzny ale w porę go zatrzymałam.
- Serio chcesz się bić z prawie dwumetrowym facetem,
gdzie ty osiągasz, nie wiem, 1.70 ? – spojrzałam na niego z facepalmem, po czym
pociągnęłam go w stronę swojego biurka.
- Dobra, nie ważne. Idziemy ? – chłopak usiadł na
biurku i poprawił se włosy.
- Za minutę możemy wyjść. Poza tym o ile mnie pamięć
nie myli, a nie myli, byliśmy umówieni na 16.30.
- No wiem ale po 1. Nudziło mi się a po 2. Stęskniłem
się za Tobą. – brewki.
Pokręciłam głową ale zaczęłam się śmiać. Pocałowałam
młodego w policzek, zabrałam manatki i skierowałam się do windy. Nacisnęłam
parter ale winda zatrzymała się na 5, z którego dołączyła do nas Rose.
- Rose, chce ci przedstawić najmłodszego członka
zespołu The Wanted, Nathan. Nath to jest Rosallie, moja koleżanka. Gdzie.. –
zaczęłam ale musiałam przerwać bo moje oczy zauważyły rumieniec na twarzy
blondynki.
Sykes w tym czasie uśmiechnął się do dziewczyny i
podał jej rękę. No niee.. Niee ! Nieee !!! Rose, ty i Nathan ?! Ta, chyba w
drugim świecie. Takie dziecko jak on z wrażliwą i delikatną dziewczyną ? Nie na
mojej warcie. Gdy tylko drzwi od maszyny się otworzyły, pociągnęłam chłopaka na
zewnątrz i zaprowadziłam do jego auta.
- Wsiadaj, zawieź mnie do domu. – zakomenderowałam i
usiadłam na miejscu pasażera.
- Myślałem, że idziemy się przejść ? – młody odpalił
silnik i posłusznie ruszył w stronę mojego mieszkania.
- Nie pójdę w tym stroju geniuszu. – puknęłam się w
czoło. – Poza tym co to za maślane oczka do Rose ?
- Zauważyłaś ? – młody zniżył się na siedzeniu ale
zaraz się podniósł.
- Każdy by zauważył. Nath, to nie dziewczyna dla
ciebie, więc sobie daruj.
- Niby czemu nie jest dla mnie ?
- No bo. Oj no po prostu nie i tyle. – zmarszczyłam
nos i spojrzałam na uśmiech Sykesa.
- No właśnie słońce. Nie martw się, między Tobą a
Maxem będzie okey, nie musisz wyładowywać złości na zauroczeniu pomiędzy mną a
Rose.
- Że co ?! Skąd wiesz o mnie i Maxie ? Poza tym, nie
ważne, nie chodzi mi o niego. I w ogóle o jakim zauroczeniu ty mówisz ?! –
zaczęłam się śmiać ale kiedy nie usłyszałam drugiego śmiechu, spojrzałam na
Nathana.
Był totalnie skupiony na drodze. Jego usta były
zaciśnięte w wąską kreskę.
- Co ty Sykes ukrywasz ? Hm ?
- Tylko nie po nazwisku, Munro. Nic nie ukrywam, po
prostu spodobała mi się Rose, ale jeśli tak bardzo przeszkadza ci to, że chce
się jej przypodobać to spokojnie. Nie odezwę się do niej już słowem.
- Jakim słowem ?! Przecież ty nic do niej nie
powiedziałeś.
- I nie powiem.
Westchnęłam i wysiadłam z auta, bowiem stanęliśmy
pod domem. W drodze do swojej szafy, miałam w głowie to jak bardzo gwiazdy są
uparte. Wyjęłam szybko ciuchy, przebrałam się i wróciłam do chłopaka, który opierał
się o samochód.
- Idziemy ? – zapytałam i ruszyłam przed siebie.
Nathan zrównał ze mną krok, wsadzając dłonie do
kieszeni, tak że wystawały tylko kciuki. Dopóki nie dotarliśmy nad rzekę,
między nami była cisza. Na miejscu usiadłam na trawie i patrzyłam na młodego,
jak siada obok.
- O czym chciałeś pogadać ?
- O Tobie. I Maxie.
Prychnęłam i chciałam wstać ale jego ręka mnie
zatrzymała.
- Nie chce o tym gadać, jasne ?
- Nie pytam cię o to czy chcesz czy nie. Słuchaj,
wczoraj potraktowałaś go bardzo chamsko.
- Poskarżył się ?! – wrzasnęłam, rzucając wściekły
wzrok na Sykesa.
- Nie musiał. Znamy się na tyle długo, że wiemy
kiedy coś jest z drugim nie tak.
- Naaathaaan. – spojrzałam na niego z miną ,, serio
?! ‘’
- Oj, no dobra. Powiedział ale był wściekły.
Dlaczego nie chcesz jego pomocy ?
- Bo nie potrzebuje. Sama sobie poradzę. Znam Ryana,
niedługo mu przejdzie.
- A jeśli nie ?
- Wtedy pomyślę ale nie zgodzę się z wami mieszkać !
Jak ty to sobie wyobrażasz ?!
- Normalnie. Spałabyś, rano zrobiła śniadanie,
poszłabyś do pracy, popołudnie spędziła z nami i tak w kółko. – posłał mi
uśmiech, po którym również się uśmiechnęłam.
- Dobrze, przemyśle to okey ? – przysunęłam się do
niego i oparłam głowę na jego ramieniu.
Siedzieliśmy tak do chwili kiedy słońce schowało się
za horyzontem. W sumie to przesiedzieliśmy cały zachód słońca. Miło było tak
posiedzieć z młodym w ciszy. Miałam wtedy czas na przemyślenie nagłej
przeprowadzki. Co ja miałam niby powiedzieć Sue i Johnowi ? Że muszę to zrobić
ze względu na swoje bezpieczeństwo, bo Ryan może w każdej chwili mnie zabić ?
Boże, czy moje życie kiedyś stanie się normalne ?
- Słyszałaś ? – Nathan nagle wstał, dzięki czemu ja
uderzyłam głową o ziemię.
- Ał ! – rozmasowałam swoją głowę i zaczęłam
nasłuchiwać.
- Wybacz. Słyszysz ten dźwięk ? – Nath pomógł mi
wstać i razem ruszyliśmy ku dźwięku, które słyszał Nathan.
I rzeczywiście po pary sekundach do moich uszu
dobiegł warkot silnika i głośna muzyka. Te odgłosy doprowadziły nas na
opuszczone lotnisko gdzie w hangarach stały wypasione samochody a wokół nich
setka ludzi. Wszyscy poubierani coś ala Ryan, oprócz lasek, które wyglądały jak
dziwki spod latarni.
- Co to ma być ?! W Londynie są organizowane jakieś
wyścigi ? – zapytałam szeptem Sykesa, który jak ja był w niezłym szoku.
- Nielegalne, owszem. Chodź, zanim nas zauważą. Nie
wiem co wtedy będzie ale na pewno coś strasznego. – Nathan zaczął się
wycofywać.
Już chciałam zrobić to co on, ale nagle przy jakiejś
furze stanął Ryan z tą rudą u boku. Nie wierzę !! I to jest jego praca jako
mechanik ?! To znaczy wiedziałam, że mnie oszukuje ale żeby uczestniczyć w
nielegalnych wyścigach ?! Pojebało go ?! Zrobiłam krok do przodu ale zatrzymała
mnie dłoń Nathana na moim ramieniu.
- A ty gdzie ?!
- Tam jest Ryan. Muszę z nim pogadać. –
wytłumaczyłam.
- Zwariowałaś ?! Nie idź tam !!
- Nie krzycz. Nathan, dobrze wiesz, że tam pójdę.
Jak nie dzisiaj to jutro. – posłałam mu smutny uśmiech.
Chłopak spojrzał na mnie i westchnął.
- Dobra, ale idę z tobą.
- Dziękuję. – cmoknęłam go w polik i wyszłam z
ukrycia.
- Chłopaki mnie zabiją a w szczególności Siva. –
usłyszałam za sobą.
- Nie martw się. Stanę w twojej obronie. – zaśmiałam
się i przyspieszyłam.
- Wątpię żeby to coś dało. – mruknął i potrząsnął
głową.
Pewna i niepewna tego co robię, podeszłam do tych
wariatów i zaczęłam ich odpychać. Młody wiernie szedł za mną, powtarzając pod
nosem, że to się źle skończy. Ryan stał do mnie tyłem ale gdy tylko podeszłam,
ruda szepnęła coś do niego tak, że spojrzał na mnie totalnie zdziwiony. Nikt
oprócz Ryana, rudej i paru kolesi nie zwróciło na nas uwagi, dopóki ta suka nie
gwizdnęła. Cały hangar stanął w ciszy, a ludzie patrzyli na nas morderczym
wzrokiem.
- Sydney, do cholery co ty tu robisz ? – zapytał
opanowanym głosem Ryan.
- Mogłabym cię zapytać o to samo ale po co ? To jest
ten twój warsztat samochodowy ? – oparłam dłonie na biodrach.
- No błagam. Uwierzyłaś ?
- Poniekąd tak, bo dotąd nigdy mnie nie okłamałeś.
Dlaczego ty się w to bawisz ? Jesteś o wiele więcej wart niż ci ludzie.
- Hahaha, nie rozśmieszaj mnie zdziro. Że niby ty posiadasz
jakieś wartości ? – ruda podeszła do mnie i zmierzyła najpierw mnie a potem
Nathana. – O, jaki słodziutki chłopczyk. Przyprowadziłaś nam go do zabawy ? –
poklepała chłopaka po policzku, na co ten strząsnął jej dłoń i ją popchnął.
- Zostaw mnie szmato !
- Nathan, uspokój się. – szepnęłam i chwyciłam go za
rękę, po czym splotłam z nim swoje palce.
Ruda zaczęła iść do nas ale Ryan chwycił ją za ramię
i zwrócił ją ku sobie.
- Jeszcze raz nazwiesz Sydney zdzirą, zabiję cię.
Zrozumiałaś, Kate ? – O’Connel warknął i puścił dziewczynę. – Syd, wracajcie do
domu. Wyjaśnię wszystko potem.
- Teraz chcesz wyjaśniać ? Czemu nie mogłeś zrobić
tego wczoraj ?! – krzyknęłam, po czym mocniej ścisnęłam dłoń Nathana.
- Wyjaśnię, wszystko wyjaśnię. Ale idźcie już. On..
- Ryan, widzę, że mamy gości.
Kiedy za mną odezwał się męski głos, Ryan przełknął
ślinę i cofnął się o krok.
Hejka x33 Przepraszam, miałam dodać w piątek ale neta nie miałam.. :/ No cóż, rozdział taki se, weny brak no ale mam nadzieję, że z czasem coś wymyślę.. :)
Camille chcesz wyswatać Sydney z BabyNathem ? :D Hehe, jak widać w tym rozdziale, nasz najmłodszy zakochał się w kimś innym ^.^
No więc do następnego < 333